Jak ten czas szybko leci! Miałam zamiar już dawno napisać tego posta, ale jakoś nie mogłam się zebrać. I tak zleciało już zapewne kilka tygodni od kiedy spędziliśmy z P. tytułowy weekend poza domem :)
W związku z tym, że ciężko zaplanować weekend z P. z większym wyprzedzeniem ze względu na jego pracę, stwierdziłam, że jak już coś zaplanuje i zamówimy hotel - to nie będzie już odwrotu! Na popularnym również w UK portalu zakupowym znaleźliśmy i kupiliśmy pobyt w hotelu w Kendal.
W cenie mieliśmy 2-dniowy pobyt w hotelu z basenem, sauną wraz ze śniadaniem. Cena była dosyć atrakcyjna, jedynie co trzeba było zrobić dopłatę za pobyt w hotelu w trakcie weekendu. Mimo wszystko porównując to z normalnymi cenami w tym czy podobnych hotelach, nie zapłaciliśmy dużo.
Organizację atrakcji zostawiłam P. Spisał się na medal :) Mieliśmy mapkę, a atrakcje znajdowały się same. Ale zaczynając od początku.
Hotel zarezerwowaliśmy od piątku do niedzieli. Po pracy oboje wróciliśmy do domu, szybkie pakowanie i w drogę. Na miejsce dojechaliśmy koło 21 więc jedyne na co mieliśmy ochotę to coś zjeść i odpocząć przed całodniowym zwiedzaniem. No więc kąpiel, piwko i kimka. Oj dobrze się spało, ale standardowo krótko. No i szkoda czasu na spanie jak za oknem witało nas słońce :)
Szybkie śniadanko, oczywiście dla P. - angielskie, nie ma innej opcji :) Ja zostałam przy tostach z dżemikiem i nutelką, mniam...
No i czas ruszać w drogę, sportowe buty, sportowy strój i GO!
Pierwszym celem na mapie był Kirkstone Inn (więcej informacji tutaj ). Z tego co się dowiedziałam i doczytałam jest to budynek sięgający XV wieku. Co więcej, widoki stamtąd zapierają dech w piersiach, dosłownie! Zarówno w drodze, jak i na miejscu nie mogłam oderwać nosa od szyby, nie mogłam się napatrzeć! Ani słowa, ani zdjęcia tego nie oddadzą...
No i oczywiście gdzie się nie spojrzało - wszędzie owce, owce i mnóstwo owiec :D Oczywiście nie zamieszczę wszystkich zdjęć z nimi, ale jako ciekawostkę Wam powiem, że na każdym polu 'zadki' owiec były pomalowane na inny kolor, prawdopodobnie w celu znalezienia swoich zagubionych owieczek :D
Później, całkiem zresztą przypadkiem trafiliśmy na Lakes Aquarium
Akwarium niby zwyczajne w środku, ale na zewnątrz - no po prostu ślicznie, cisza, spokój, woda :)
Bilety do akwarium można było kupić oddzielnie, lub w pakiecie z przejażdżką starą ciuchcią lub pływaniem statkiem prze 3(?) godziny. W związku z tym, że mieliśmy w planach dalsze zwiedzanie, zostaliśmy przy zwiedzaniu akwarium ;) A tam co? A na przykład mycie żółwia jako jedna z atrakcji dla dzieci :D (tak tak, w tym pudełku jest całkiem sporaśny żółw brzuszkiem do góry! :)
A poza tym, to jak w każdym dużym akwarium - podwodny tunel, koniki morskie, płaszczki, Nemo i inne. Może nic wielkiego, ale uwielbiam zwiedzać takie akwaria i zoo, jak małe dziecko ;)
Okolice tego miejsca poniżej
Na koniec, po powrocie do Kendal poszliśmy pozwiedzać miasto. Tu nie potrzeba komentarzy, ja byłam oczarowana!
Za to następnego dnia, w niedzielę, P. zapowiedział, że ma dla mnie atrakcję 'bombę'! Na początek śniadanie, kawa, pakowanie i w drogę...
A na miejscu Topiary Gardens, i zachwyt!
Czyż nie jest fajne? :D
Już nie mogę się doczekać kolejnej wycieczki, jak tylko wymyśle kierunek! Mam nadzieję, że będzie to już w ten weekend,w związku z tym, że mamy przedłużony weekend! :)
A poza tym weekend nie zapowiada się jakoś ciekawie, szkoła daje mi w kość w końcówce roku szkolnego, sporo do zrobienia, ale nie ma co - jak się zbiorę to zrobię i będzie z głowy!
Oby do przodu! :)
Wow, ale tam ładnie!!
OdpowiedzUsuńCzemu dopiero teraz widzę te foteczki? :P
Jak u mnie byłyście to szkoda było czasu na oglądanie zdjęć :)
UsuńTeraz wiem, że jest tu mnóstwo takich miejsc!