wtorek, 24 marca 2015

Zmiany, zmiany, zmiany....

             Tyle czasu minęło od ostatniego posta, że nawet nie wiem od czego zacząć... Biorąc pod uwagę, że ostatni post napisałam około końca września, teoretycznie wiele się mogło zmienić. I rzeczywiście tak było :)



             Nawiązując do poprzedniego posta, pracę którą wtedy miałam zacząć, rzeczywiście zaczęłam i jestem w niej do dziś. Nie chcę się przechwalać i wypisywać ach'ów i och'ów na jej temat. Powiem tylko tyle, że lepiej chyba trafić nie mogłam. Ja - która ma trochę zaniżone poczucie wartości - wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Ludzie w pracy - 99% z nich bardzo przyjaźnie nastawiona, pomagają jak tylko mogą i umieją. Jeśli padły jakiekolwiek słowa krytyki, to nawet nie odczułam, że zrobiłam coś źle. Bardziej brzmiało to jak dobra rada, np.'To jest dobrze, ale można to zrobić też tak czy siak'. Może i niewiele, ale takie nastawienie bardzo dużo zmienia, jeśli chodzi o atmosferę w pracy. Zamiast krytykować - chwalić i chwalić. Tu przypomina mi mama - powtarza mi często, żeby chwalić za wszystko co możliwe! :)

Wiadomo, jak w każdym miejscu pracy bywają mniej lub bardziej stresujące bądź niemiłe sytuacje. Zdarza się tak i tutaj.  Jedynie co to pewnie są rozwiązywane troszkę inaczej niż w kraju. Ja też się często stresuję, że coś źle zrobiłam, lub że czegoś w ogóle nie zdążyłam zrobić albo nie wiedziałam jak. Ale to tylko ja tak mam, po prostu się przejmuję. Anglicy już mniej, w moim osobistym odczuciu. Pewnie zbyt duże uogólnienie, ale takie są moje doświadczenia. Nie ma co gadać - podejście kolegów/ koleżanek z pracy - nie da się porównać, po prostu jest inne...



           Teraz trochę o szkole... College sobie znalazłam zacny! Kierunek ten sam co studia i praca. Każdy pyta - po co Ci taki college skoro masz studia? A no mi głównie po to, żeby szkolić język techniczny. Drugim powodem jest poznanie 'tematu' ze strony angielskiej. Wiadomo, przepisy polskie i angielskie się różnią. A skoro przyszło mi tu żyć i funkcjonować, to trzeba się w to wszystko jakoś wdrążyć. Fakt, bywa że się czasem nudzę w szkole, bo miałam już większość na studiach, ale wszystko mam nadzieję wyjdzie mi na dobre. To tylko raz w tygodniu, więc na pewno jakoś ogarnę, a i kwalifikację będę miała angielskie. Co więcej, moja firma zaoferowała mi pójście na studia na odległość, (tzw. distance studies). Chcą za nie zapłacić, bo jak sami mówią jest to dla nich prestiż mieć wykwalifikowaną kadrę. Muszę tylko jakoś pogodzić jeden rok college'u, który mi został i studia. Czyż nie zacnie? :D


             Jak tu przyjechałam, zaczynałam od naprawdę małych kroczków. Żadnych ścieżek na skróty, żadnych znajomości, wszystko mogę zawdzięczyć sobie. Tyle tylko że nic bym nie miała, gdyby nie wsparcie rodziny i przyjaciół! Wszystko fajnie i pięknie, ale nie ma co mydlić oczu - łatwo nie było od początku i dalej nie jest. Wszystkiego się uczę od nowa, życia tutaj, ludzi, jak sobie radzić z problemami, które mnie spotykają, no i z językiem. Chociaż z tym ostatnim jest coraz lepiej. Ogromną pomocą dla mnie jest to, że całymi dniami (praca i college) nie ma ani jednej osoby mówiącej po polsku, a co za tym idzie szkolę angielski jak tylko mogę. Po polsku to tylko w domu. I dobrze! :)

Mocno wierzę, że z każdym dniem będzie tylko lepiej! Kto jest ze mną? :>

Buziaki,
Ania :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz